Wśród obfitości sójek mówca zastanawia się nad szerszymi konsekwencjami ich istnienia. Zastanawia się, co to znaczy, że jedno stworzenie występuje w tak przytłaczającej liczbie, podczas gdy populacja innych maleje. Rysuje podobieństwa do społeczeństwa ludzkiego, zastanawiając się nad złożonością współistnienia i konkurencji.
W miarę upływu dnia mówca jest nadal zaintrygowany uporem sójek błękitnych. Zbierają się na jego podjeździe i patio, wesoło rozmawiając. Jednak o zmroku wyczuwa zmianę ich nastroju, gdy przygotowują się do przejścia na emeryturę.
Poprzez portret pozornie nieskończonej mnóstwa sójek błękitnych Tom Fitzpatrick stawia dające do myślenia pytania dotyczące przeludnienia, równowagi ekologicznej i naszego miejsca w bezmiarze natury. Wiersz porusza tematy harmonii, nadmiaru i zawiłości zarówno świata naturalnego, jak i ludzkiego.